Wiedziałam, że kiedyś ten tekst będzie musiał powstać, że będę Wam chciała opowiedzieć o tym, bez czego nie ma pełnego, dobrego życia. Czego nie da się ominąć. Nie da się bowiem przejść przez magiczny ogród życia, pełen niespodziewanie cudownych chwil, słodkich malinowych krzewów, ukwieconych pachnących połaci bez wdepnięcia od czasu do czasu w błotnistą kałużę.
Tak właśnie widzę cierpienie – jako ciemną maź, która oblepia nas, obezwładnia, nie pozwala zrobić kroku. Której się brzydzimy, od której odwracamy ze wstrętem. Lecz która jest nie do uniknięcia.
Cierpienie jest wpisane w nasz los. Nie wzmacnia nas, ta bzdurna myśl, że co nas nie zabije to nas wzmocni jest, na szczęście, coraz częściej odkłamywana. Nie uszlachetnia, nie czyni lepszymi. Przygważdża do ziemi, wywraca nasze życie do góry nogami, osłabia, daje w kość. Szczególnie cierpienie wynikające z ciężkiej choroby, z wielkiej tragedii, to najpoważniejsze, związane ze śmiercią najbliższych. Są takie chwile, gdy nie wiesz już, czy lepiej, że żyjesz, czy też lepiej by było, byś się nie narodził, bo wraz z Tobą nie przyszłoby na świat Twoje cierpienie.
Są takie chwile całkowitej ciemności, spędzane w labiryntach, z których, wydaje się, nie ma wyjścia. Sama ich doświadczyłam. Były związane z chorobami – moimi, najbliższych. W tym mojego syna, który rodząc się nie był pewny, czy bliższy mu Styks, czy Wisła. Na szczęście wybrał życie, tym samym wygrywając największą i najważniejszą, jak dotychczas, walkę.
Jego narodziny zmieniły mnie. Łzy, które wtedy wylałam, nie uczyniły mnie silniejszą. Jednak przyznaję, po latach czuję się wzmocniona. Nie dzięki cierpieniu, lecz dzięki ogromnej pracy, jaką włożyłam w poukładanie siebie na nowo.
Niedawno gdzieś przeczytałam o pewnej japońskiej technice – kintsukuroi. Jest to sposób na naprawę potłuczonej ceramiki. Kawałki rozbitej wazy starannie się łączy, sklejając je przy pomocy barwionej laki, często zmieszanej ze złotem lub srebrem. Taka porcelana posiada dużo wyższą wartość artystyczną niż dany przedmiot w oryginalnej postaci.
Podobnie bywa z człowiekiem po ciężkiej chorobie czy innym doświadczeniu granicznym. Jeśli potrafi powstać, wydobyć się z kałuży, kawałek po kawałku pozbyć się czarnego błota, które zalega w jego duszy, bywa silniejszy, piękniejszy, bardziej wartościowy. Sęk w tym, by nie stanąć w miejscu, nie zasklepić się w cierpieniu. By iść dalej.
Ogród życia kryje wszak przed nami wiele niespodzianek. Póki trwa.


Projektantka Życia
Oj tak! To bardzo ważne, aby nie robić z siebie ofiary ale iść naprzód. Każde złe doświadczenie jest po coś, ma nas czegoś nauczyć. Warto wyciągnąć wnioski. Bez użalania się nad sobą i cierpienia. Wypłakać się, wykrzyczeć i zrobić krok do przodu.